Jesteś młody, zdrowy, pracujesz i czujesz, że już pora przekroczyć kolejny próg samodzielności. W polskiej tradycji, bezdyskusyjnie, za taką dojrzałość uznawane jest posiadanie własnego mieszkania. Wszystko byłoby fajnie, gdyby była tu mowa o „normalnych” pieniądzach, ale ceny nieruchomości są, ustalmy, fantastyczne i przeciętny zjadacz chleba często musi spisać na kartce kolejne zera po pierwszych cyfrach. Nic dziwnego, że najczęściej zakup mieszkania oznacza kredyt. Tylko, aby go dostać trzeba mieć zdolność kredytową.
O co chodzi z tą zdolnością kredytową?
Cóż, w praktyce to nic skomplikowanego. Zanim ktokolwiek pożyczy ci pieniędzy musi się chwilkę zastanowić, jakie są jego szanse na zwrot gotówki. Proste, gdy widzisz nieco podpitego gościa pod sklepem, który bełkotliwie pyta, czy wspomożesz go drobną pożyczką, na choćby jedno piwo, co sobie myślisz? Jak oceniasz swoje szanse, że twoje pięć złotych wróci do ciebie z powrotem? W końcu oceniasz dwa parametry: wiarygodność (jest raczej niska), ale też i zdolność, myślisz: jasne, facet jutro pójdzie do pracy i odda kasę? Raczej nie, w tym przypadku to byłby nadmiar optymizmu.
Bank myśli podobnie
Na dobry początek, bank sprawdza twoją wiarygodność. To ocena skrupulatności spłat dotychczasowych pożyczek, dotrzymywania warunków umowy i spłacania zobowiązań w terminie. Nie można sobie pozwalać na żadne uchybienia w tym zakresie. Co więcej, zaletą nie jest to, że nigdy nic nie pożyczyłeś. Zwyczajnie w tym przypadku, bank ma kłopot i często odpuszcza, dlatego czasem warto wykazać się np. rzetelną spłatą rat za zakupy na kredyt.
Po wiarygodności przychodzi czas na zdolność. Tu z kolei w grę wchodzi czysta matematyka. Bank musi obliczyć, ile pieniędzy może ci pożyczyć, abyś spokojnie zdążył je oddać. Innymi słowy, trzeba policzyć, na jak dużą ratę cię stać, przy założeniu, że ma ci jeszcze wystarczyć na tzw. normalne życie.
Analiza ilościowa
Tak, to takie obliczenia, które pozwalają bankowi na stwierdzenie, czy faktycznie dasz radę. Proste, zostaniesz prześwietlony na wylot. Najważniejsze są dochody, przy czym mowa tu tylko o takich, które uzyskujesz systematycznie i w podobnej wysokości. Niestety, sporadyczne wynagrodzenia ze zleceń czy z wynajmu mieszkania, a nawet regularna pomoc rodziców w ogóle banku nie interesują. Ważne jest też, od kiedy pracujesz i czy twoja sytuacja daje szanse na dalszy rozwój, a przynajmniej utrzymanie dotychczasowej pensji.
To nie koniec, bo równie ważne są twoje aktualne zobowiązania. Bank uwzględnia w swoich obliczeniach:
- już istniejące raty kredytów,
- kartę kredytową,
- czy masz na utrzymaniu dzieci lub partnera.
Ciekawą sprawą są koszty tzw. życia, bo tu bank i to każdy ma ustaloną własną średnią. Nie ma siły, choćbyś jadł tylko chleb z masłem, bank nawet nie zerknie na twój budżet domowy, za to uprzejmie poinformuje cię, ile jego zdaniem kosztuje twoje utrzymanie.
Ocena perspektyw
Matematyka sobie, a bank sobie, bo istnieją jeszcze dodatkowe parametry, które bank bierze pod uwagę. Kredyt hipoteczny to zobowiązanie wieloletnie, dlatego bank jest zainteresowany, jak rokujesz. Ważny jest wiek, bo im jesteś starszy, tym mniejsza szansa na spłatę, istotny małżonek czy partner, bo w razie czego bank ma gwarancję, że jeśli nie ty, to on spłaci ratę czy choćby zawód.
Często lekarze czy prawnicy mają szanse na kredyt preferencyjny, bo wykonują zawód zaufania społecznego. Równie ważne jest zajmowane stanowisko czy dotychczasowy staż pracy. W całej tej analizie jakościowej bank, bankowi nierówny i odmowa w jednym wcale nie oznacza, że twoja zdolność kredytowa zostanie obliczona tak samo w innym banku. Każdy dokonuje własnej oceny i każdy nieco inaczej szacuje ryzyko, uwzględniając przy tym parametry zupełnie niezależne od ciebie, jak choćby koniunktura gospodarcza czy stopy procentowe.
Ciekawe, to. Sporo mi rozjaśniło.
Chciałam wziąć kredyt i wtedy po raz pierwszy o zdolności kredytowej usłyszałam. Dobrze, że mój doradca kredytowy ogarnąć mi to pomógł bo bym sama rady nie dała
Dobry doradca kredytowy problem rozwiąże ze zdolnością kredytową